Kuti Renáta Szelenge
Mam na imię Szelenge, mieszkam w Budapeszcie, mam 34 lata i zajmuję się rehabilitacją sportową oraz treningiem kręgosłupa. Ukończyłam studia jako trenerka wychowania fizycznego w Peczu, a obecnie kończę studia magisterskie z rekreacji na Uniwersytecie Wychowania Fizycznego.
Sport na początku oznaczał dla mnie tylko bieganie i czasem trochę ćwiczeń z hantlami. Kochałam to szczerze, uprawiałam, napędzałam się, pielęgnowałam i czasem jednocześnie nienawidziłam. Ale to było moje życie. Byłam biegaczką.
Za mną było już prawie 10 lat biegania, kiedy podczas przygotowań do maratonu w zeszłym roku (2023) doznałam kontuzji, która niestety całkowicie zrujnowała moją karierę biegową. Ciało i dusza bardzo odczuły brak tej burzliwej romansu, a raczej jego zakończenie. To był prawdziwy delirium i szaleństwo. Potrzebowałam miesięcy na "żałobę", by to przetrawić. To, co wtedy było piekłem, dziś już się upiększyło i jestem za to wdzięczna.
Jestem wdzięczna, bo bez (biegania) odkryłam wszystkie inne formy ruchu, na które wcześniej nigdy nie miałam czasu. W 2024 roku osiągnęłam takie sukcesy jak: przepłynięcie Balatonu w mniej niż 2 godziny, przejście 50 km w Gerecse w 8 godzin oraz przejechanie 200 km na rowerze wokół Kecskemétu (walcząc ze strachem przed śmiercią na rowerze, tak bardzo się bałam – dlatego też po raz pierwszy doświadczyłam, jak to jest wlec się na końcu do mety, dosłownie minutę przed limitem czasu 😀 ).
A kiedy już byłam w połowie wyleczona, ukończyłam także triathlon olimpijski z dobrym wynikiem czasowym. Stałam się lepszym specjalistą, dzięki tej kontuzji jeszcze lepiej rozumiem ciało i duszę innych. Nauczyłam się więcej o etapach mojej kontuzji niż na jakimkolwiek szkoleniu, co pomaga mi w rehabilitacji innych.
A dziś już nie jestem tylko biegaczką. Teraz sport naprawdę stał się moim życiem, nieważne jaki, liczy się tylko szczera radość z ruchu – to mnie motywuje i to chcę przekazywać oraz uczyć moich podopiecznych. Ruch jest dla każdego. Każde przeżycie, sukces zdobywamy sami, uczymy się kochać drogę, a na końcu cieszyć się celem i sukcesem jako nagrodą.
Z Hammerem zetknęłam się po raz pierwszy 3-4 lata temu w formie tabletek solnych. Jednym zdaniem opisałabym to doświadczenie i uczucie jako coś podobnego do pierwszego kontaktu z napojem energetycznym w dzieciństwie (tylko że tutaj nie ma negatywnych skutków ubocznych). Podczas jednego z półmaratonów byłam już całkiem wyczerpana na mecie, gdy przypomniałam sobie, że gdzieś od kogoś dostałam tabletkę solną Hammer. Film "Jestem Bogiem" idealnie oddaje, co czułam przez 20 minut po jej zażyciu. W ciągu mojej krótkiej kariery biegowej wzięłam udział w ponad 150 zawodach, z czego ok. 20 razy stałam na podium. Od tego momentu nie miałam już wątpliwości, czym się odżywiać i jakie suplementy polecać moim podopiecznym. Moim celem jest, aby przyjmowali naprawdę dobre, skuteczne suplementy – nie tylko sportowcy, ale wszyscy, także zwykli ludzie. Dla nich nasz świat jest obcy. Dla nich „środki”, które przyjmujemy – i nie pochodzą z apteki – są niemal jak doping. A przecież to nieprawda, wręcz przeciwnie, są lepsze niż preparaty apteczne. Moim celem jako ambasadorki Hammera jest dotrzeć z tym do przeciętnych sportowców i osób nieuprawiających sportu, pomóc im, by mogli korzystać z tego także na co dzień.
Moja relacja z bieganiem do dziś nie została uporządkowana, poza sobą samą nie mam dobrego specjalisty, który mógłby mi w 100% pomóc, dlatego może muszę pogodzić się z faktem, że zostaną mi już tylko krótsze dystanse.
Ale ruch jest wieczny, moja pasja do sportu jest nieugaszona, suplementy mogą być potrzebne każdemu i wszędzie, w każdych warunkach – i właśnie to chcę realizować w tym zespole. Nasze ciało jest zdolne do cudów samo z siebie, ale jeśli dostanie odpowiednie wsparcie z zewnątrz, wtedy stanie się nie do zatrzymania, cokolwiek od niego zażądamy.

                              


